Mówiąc wprost − jak skłonić podopiecznych do polubienia czegoś, na co często nie mają najmniejszej ochoty. Otóż zdaniem amerykańskiej pedagożki i edukatorki, Lisy Nalbone, wystarczy nie przeszkadzać. Jak przekonuje, każde dziecko na starcie wykazuje naturalną ciekawość i potrzebę uczenia. Ten naturalny dryg ku nauce rodzice nierzadko podchwytują i próbują naprędce wzmocnić, wpadając w pułapkę zbyt forsownego motywowania. W efekcie, zamiast stymulować, nacisk ze strony rodziców i nauczycieli potrafi skutecznie dziecko do nauki zniechęcić.
W dużej mierze jest to zasługą systemu nagród i kar: pozytywnych reakcji w przypadku sukcesów i tych negatywnych − w przypadku porażek. Motywację wewnętrzną szybko zastępuje w takim przypadku motywacja zewnętrzna. Dziecko zaczyna uczyć się po to, by spełnić wymogi systemu, uzyskać nagrody, bądź uniknąć kary. W rezultacie traci zainteresowanie zdobywaniem wiedzy jako takim. Wartość nauki zostaje sprowadzona do korzyści znajdujących się poza nią. Czego dziecko zatem potrzebuje? Oczywiście szacunku i oznak świadczących o dostrzeganiu wysiłków związanych z nauką. W przypadku porażek, neutralnej czyli pozbawionej prób zastraszania, szantażu czy ośmieszania sugestii odnoszącej się do konsekwencji zaniedbywania obowiązków.
Dobre stopnie powinny być raczej pozytywnym skutkiem obranej drogi, której sens polega na poznaniu świata, siebie, własnych zdolności i na budowaniu relacji z innymi. Zdaniem Nalbone, istotne jest stworzenie w dziecku poczucia własnej wartości i świadomości mocnych stron, przy jednoczesnym przyzwoleniu na wybieranie, próbowanie i sprawdzanie się w różnych obszarach, niezależnie od krótkoterminowych wyników. Tym, co skutecznie potrafi niszczyć wewnętrzną motywację dziecka, jest przekonanie o nieprzydatności przekazywanej przez szkołę wiedzy.Trochę jest w tym winy samych nauczycieli, którzy nierzadko nie zadają sobie zbyt wiele trudu, by ukazać związek przekazywanych wiadomości z praktycznymi problemami. Dziecko lubi zdobywać przydatne informacje: coś, co jest związane z jego potrzebami, zainteresowaniami i doświadczeniem. Właściwie wszystko, co może ono odnieść do własnego „ja", okazuje się potencjalnie przydatne i do wykorzystania w życiu. I tak oto − do nauki historii może pobudzić opowieść o dziejach własnej rodziny; do geografii − plany podróżnicze; do języka angielskiego − możliwość zrozumienia tekstów ulubionych piosenek, gier i seriali; do obcowania z literaturą − pytanie o to, co zrobilibyśmy na miejscu głównego bohatera. Umysł dziecka to chłonny umysł. Ale nawet on potrzebuje odpowiednich warunków do nauki. Poza zaspokojeniem podstawowych, fizjologicznych potrzeb dziecka, trzeba mu dostarczyć emocjonalnego wsparcia, akceptacji i poczucia równowagi. Nawet silny nacisk na dziecko niewiele da w sytuacji stresu związanego ze szkołą albo z rozchwianymi relacjami w rodzinie. Wiąże się z tym konieczność wygospodarowania przestrzeni do nauki, która będzie sprzyjała koncentracji i skupieniu; przestrzeni odpowiednio doświetlonej, uporządkowanej i pozbawionej nadmiaru elementów. Odpowiednie miejsce nauki jest ważne, jednak proces uczenia, który pozostawia po sobie trwały ślad, przebiega najskuteczniej w poza oswojonym, dobrze znanym otoczeniem domu lub szkoły. Takim bodźcem w zdobywaniu trwałej wiedzy mogą być wycieczki edukacyjne, nauka w ruchu, poza domem, w otoczeniu nowych ludzi lub na łonie natury. Pobudzają one zmysły dziecka, angażują w zróżnicowany sposób, dostarczając nowych przeżyć. A jak wiadomo, najskuteczniejsza nauka, to nauka przez doświadczenie.
Taka postać może skutecznie inspirować dziecko do wysiłku ukierunkowanego na rozwój własnych pasji i talentów. Pozytywny wzór do naśladowania działa wtedy jak zapłon wyzwalający energię do wytrwałych ćwiczeń, treningu i samodoskonalenia. Tego rodzaju wzorem może być nie tylko określona jednostka, ale cała grupa, do której aspirujemy. W tym przypadku, przyszła przynależność do wybranej grupy będzie działać motywująco, zwłaszcza jeśli wzbudza ona w dziecku podziw, ekscytację i jest postrzegana jako szczególnie atrakcyjna. Może zabrzmi to paradoksalnie, ale w motywowaniu dziecka do nauki nie można zapominać także o jego czasie wolnym. Szczęśliwe, spokojne dziecko to takie, które ma do dyspozycji także czas tylko dla siebie, dla zabawy, relaksu, refleksji, pomysłów, odpoczynku od nauki, a nawet – do nudzenia się. Jeśli ma ono chętnie uczyć się i rozwijać, musi dysponować również czasem, który nie jest wypełniony po brzegi obowiązkami, zadaniami i aktywnością. Dążenie do aktywizacji dziecka za wszelką cenę i bez umiaru, do podporządkownia jego dnia nauce, zajęciom dodatkowym, „stymulacji rozwoju" i „rozbudzania zainteresowań" w efekcie może przynieść skutki odwrotne do zamierzonych.