W ubiegłym roku Europejska Agencja Leków (EMA) przeprowadziła badanie dotyczące sprzedaży środków przeciwbakteryjnych przeznaczonych dla zwierząt hodowlanych w okresie od 2010 do 2017 roku. Zebrane dane dotyczyły również Polski. Z opublikowanego raportu można wyciągnąć niestety niewesołe wnioski. Okazuje się, że w ramach rodzimej produkcji zwierząt hodowlanych, w przeliczeniu na 1 kg masy zwierzęcej, wykorzystuje się 4 razy więcej antybiotyków niż w przypadku Danii, 3 razy więcej niż w Holandii, 2 razy więcej niż w Niemczech. Jeśli wziąć pod uwagę dane pochodzące z Norwegii, okazuje się, że antybiotyki wykorzystuje się w tamtejszej hodowli zwierząt aż 55 razy rzadziej. W dodatku podawanie zwierzętom środków antybakteryjnych wykazuje u nas tendencję wzrostową. Najmniejsze wykorzystanie antybiotyków w produkcji mięsa odnotowuje się w krajach skandynawskich – Norwegii, Szwecji i na Islandii. Największe – na Cyprze (453,4 mg na 1 kg mięsa w 2016 roku), w Hiszpanii, Włoszech i na Węgrzech. W Polsce średnia wynosi 165,2 mg na 1 kg (w 2017 roku). Z danych opublikowanych przez Najwyższą Izbę Kontroli wynika, że tylko pomiędzy rokiem 2016 i 2017 liczba pacjentów, u których stwierdzono zakażenie bakteriami lekoopornymi wyniosła 21 tys., z czego 3,6 tys. zmarło. Oznacza to, że w wyniku masowego zastosowania środków przeciwbakteryjnych u zwierząt mamy do czynienia ze wzrostem antybiotykooporności. Na czym ona polega? Po prostu antybiotyki przestają być skuteczne w leczeniu chorób, z którymi do tej pory umieliśmy sobie poradzić.
Od czasu wynalezienia penicyliny przez Alexandra Fleminga w roku 1928 antybiotyki stały się nieocenionym narzędziem w walce z chorobami zakaźnymi. Niestety, wielu producentów rolnych wykorzystuje je do poprawy jakości produktów spożywczych, a hodowcy dodają je do paszy dla zwierząt. Jest to oczywiście spowodowane czynnikami ekonomicznymi i chęcią maksymalizacji zysków. Wzbogacona antybiotykami pasza powoduje, że tkanka mięśniowa i tłuszczowa zwierząt (np. trzody chlewnej) szybciej przyrasta, a to pozwala na przyspieszenie cyklu produkcyjnego oraz możliwość sprzedaży większych ilości mięsa. Podawanie antybiotyków zwierzętom hodowlanym wbrew pozorom nie ma też charakteru leczniczego, ale profilaktyczny. Zgodnie z danymi niemal 90 proc. antybiotyków na fermach wykorzystywanych jest zapobiegawczo. W uproszczeniu znaczy to tyle, że te silne substancje nie służą hodowcom do leczenia zwierząt, tylko do przyspieszania ich wzrostu. Niestety ma to smutne konsekwencję, często słyszymy o zbyt otyłych zwierzętach, które nie są w stanie się samodzielnie poruszać. W polskim przemyśle rolniczym wykorzystuje się ponad 600 ton antybiotyków rocznie.
Jednak wiele bakterii staje się całkowicie obojętnych na leczenie. Problem antybiotykooporności ma też jeszcze inne źródło. Wciąż nierzadka jest praktyka przepisywania antybiotyków na wirusowe zakażenia górnych dróg oddechowych. Dane statystyczne z 2017 roku wykazują, że wykorzystanie leków przeciwbakteryjnych w Polsce sięga powyżej średniej europejskiej. Wynosi 20,29–25,6 DDD (z ang. defined daily dose, definiowanych dobowych dawek) na 1000 mieszkańców. W Holandii zaś tylko 9,62–14,95 DDD. Dlaczego tak się dzieje? Po prostu lekarze zbyt chętnie przepisują pacjentom antybiotyki, zwłaszcza w tzw. praktyce pozaszpitalnej. Jest to spowodowane brakiem dostępu do wielu narzędzi diagnostycznych (nie są refundowane) pozwalających na odróżnienie infekcji bakteryjnych od wirusowych. Lekarze dodatkowo nie dysponują dostatecznym czasem, który należałoby poświęcić pacjentowi. W związku z powyższym naukowcy mówią o groźbie nastania tzw. ery postantybiotykowej. Już teraz odnotowuje się trudności w walce z rzeżączką, posocznicą, zapaleniem płuc czy zakażeniami dróg moczowych. Niedługo w wyniku uodpornienia się bakterii na działanie antybiotyków pod znakiem zapytania stanie możliwość przeprowadzania przeszczepów, a także niektórych zabiegów dentystycznych. Coraz częściej mówi się o tym, że koncerny wycofują się z produkcji antybiotyków z uwagi na ich nieskuteczność. Przybywa zaś szczepów bakterii opornych na dostępne na rynku środki. Jeżeli ten trend się utrzyma, to zgodnie z dostępnymi prognozami w roku 2050 choroby bakteryjne będą uśmiercać około 10 mln ludzi rocznie. Czy jest na to jakaś rada? Z pewnością potrzebne są zmiany w obowiązującym prawie, jak również szeroko zakrojone działania edukacyjne. Należy zapobiegać niewłaściwemu stosowaniu leków przeciwbakteryjnych. Rozwijać programy badawcze mające na celu opracowanie środków skutecznych w przypadku opornych szczepów, a także wprowadzić regulacje uniemożliwiające nadużywanie antybiotyków w uprawie roślin i hodowli zwierząt. Na szczęście przepisy zakazujące takich praktyk zostały przyjęte przez Parlament Europejski i mają zacząć obowiązywać już od 2022 roku. Miejmy nadzieję, że regulacje prawne, kampanie społeczne oraz wzrost świadomości wpłyną na praktyki producentów żywności i niedługo będziemy mówić o wolnym od szkodliwej chemii pożywieniu. Zapewne będą na to miały wpływ także protesty niezadowolonych klientów, którzy przedkładają jakość nad ilość.
W pierwszej chwili można pomyśleć, że niewiele. Walka wielkie koncerny kontra przeciętny Kowalski wydaję się z góry przegrana na niekorzyść tego ostatniego. Nie do końca tak jest. Wybierając towary, których jakość jest sprawdzona, które nie pochodzą z przemysłowych hodowli i upraw mamy szanse kreować zapotrzebowanie rynku. Dobrym przykładem są tutaj jajka. Dziś każde opakowanie jest dokładnie opisane. Znajdziemy na nim informacje nie tylko dotyczące ilości sztuk, wielkości samego jajka, ale też jak żyła kura, która je zniosła. Mamy chów klatkowy, ściółkowy i najbardziej humanitarny wariant – wolny wybieg. Wybierając ten ostatni, możemy być pewni, że nioska poruszała się samodzielnie, miała szanse przebywać na świeżym powietrzu i nie była uwieziona w blaszanej hali wypełnionej stalowymi klatkami. Dzięki temu, że kupujący coraz częściej wybierają droższe jaja z wolnego wybiegu, ekologiczne i bio, producenci zmieniają sposób hodowli, żeby sprostać oczekiwaniom klientów, dla których coraz częściej jakość jest ważniejsza niż niska cena. Starajmy się zatem czytać etykiety produktów spożywczych i dokonywać racjonalnych wyborów. Zwróćmy szczególną uwagę na mięso, bo oprócz omówionych wcześniej antybiotyków może zawierać wysokie dawki hormonów oraz syntetycznych konserwantów, czyli substancji mocno oddziałujących na nasze zdrowie.