Dlatego urodzeni w środku to na ogół indywidualiści i dobrzy dyplomaci, gdyż nieustannie muszą prowadzić negocjacje ze starszym i młodszym rodzeństwem. Zajmują miejsce, które nie jest do końca jasno dookreślone. Nie posiadają uprzywilejowanej pozycji najstarszych z rodzeństwa, nie są też traktowani ulgowo tak jak ci najmłodsi. Skutkiem tego rozwijają wyższe kompetencje społeczne, umieją nawiązywać kontakty i podtrzymywać więzi. Często wykazują się dużą sprawnością w negocjacjach, którą kształtowała konieczność pokojowego współżycia z rywalizującym rodzeństwem. Natomiast najmłodsi według niektórych teorii mają wykazywać się cechami charakterystycznymi dla buntowników i nonkonformistów, którzy z trudem podporządkowują się zasadom. Statystycznie więc częściej wchodzą w konflikt z prawem. Ponieważ w rodzinie nie tratuje się ich do końca poważnie, oni nie przywiązują nadmiernej wagi do reguł, które są im narzucane. Stąd ich skłonność do indywidualnego sprzeciwu, która czasem przyjmuje postać opozycyjnej aktywności społecznej lub politycznej. Ponadto wykazują tendencję do lekceważenia ryzyka, co czasem ewidentnie im nie popłaca. Jednocześnie nie przejawiają aż takich ambicji, jak ich najstarsze rodzeństwo, czasem bywają wręcz leniwi lub prezentują postawę wyuczonej bezradności – wszak w rodzinie zawsze uchodzili za małych i nieporadnych. Brak specjalnej atencji dla reguł narzuconych z zewnątrz ma korespondować w ich przypadku z niechęcią do narzucania sobie wewnętrznych zasad i samokontroli. Prawdopodobnie dlatego wykazują tendencję do uzależnień, depresji, źle znoszą przeciwności losu. Nie znaczy to, że nie odnoszą sukcesów. Dzięki swej kreatywności i niezależności nierzadko dobrze odnajdują się w dziedzinach artystycznych.
Przez długi czas darwinizm dostarczał wyjaśnień w tym zakresie. Sądzono, że kolejność urodzeń wpływa na osobowość przede wszystkim dlatego, że rodzice inaczej traktują każde z dzieci. W tym ujęciu relacje pomiędzy rodzeństwem określa rywalizacja o przetrwanie (tu polega ona na rywalizacji o zasoby rodziców). Argumentowano, że po pierwsze, pierworodni są traktowani przez rodziców jak mali dorośli i dlatego szybciej dojrzewają. Po drugie, często są faworyzowani w kwestiach dziedziczenia i stać ich na lepsze wykształcenie niż rodzeństwo, a po trzecie, mają najlepszy dostęp do pożywienia i zasobów rodziców. Oczywiście tego rodzaju stwierdzenia pasują do rzeczywistości XIX wieku, kiedy to właśnie pierworodni stanowili główną inwestycję rodziców, którzy zapewniali im wykształcenie i karierę zawodową. Pamiętajmy, że aż do XIX stulecia niemal połowa dzieci nie dożywała wieku młodzieńczego. Ci, którym udało się przeżyć, zawdzięczali to przede wszystkim szczególnej opiece rodziców. Sukcesy pierworodnych były więc zasługą nie tyle ich wyjątkowych osobowości, co okoliczności, które ich faworyzowały. I być może dlatego 16 spośród 44 prezydentów USA było pierworodnymi synami lub jedynakami. Nie znaczy to, że opisana powyżej zależność nie ma miejsca. Owszem, zdaniem niektórych badaczy, pozostaje ona w mocy, ale jedynie w pewnych szczególnych warunkach, w których dzieci przebywają wyłącznie w towarzystwie rodzeństwa i rodziców. Wśród rówieśników, w szkole, na podwórku strategie działania wypracowane w rodzinie przestają mieć zastosowanie. W otoczeniu równolatków szybko dowiadujemy się, że nie ma znaczenia czy w rodzinie jesteśmy najstarsi czy najmłodsi z rodzeństwa.
Być może pierwszym dzieciom rodzice poświęcają więcej czasu i uwagi. Być może pierworodni sami się kształcą, objaśniając młodszym różne kwestie i tym samym utrwalając sobie już przyswojone informacje. Wskazuje się przy tej okazji również na czynniki fizjologiczne, takie jak wiek matki. Pierwsze dziecko rodzi kobieta młodsza, a z każdą ciążą poziom antyciał w jej organizmie rośnie i może mieć wpływ na rozwój mózgu kolejnego dziecka. Dziś naukowcy wydają się skłaniać ku pierwszej hipotezie. Przy czym wykryte różnice są, prawdę mówiąc, dość marginalne. Co więcej, w najnowszych badaniach nie zaobserwowano zależności między kolejnością urodzenia, a cechami osobowości. Nie oznacza to, że fakt posiadania rodzeństwa nas nie kształtuje. Tyle tylko że to nie kolejność, ale relacje z rodzeństwem wpływają na naszą osobowość. Pozytywne doświadczenia związane z posiadaniem brata czy siostry ułatwiają rozwój poznawczy, stanowią emocjonalne wsparcie, amortyzator chroniący przed nieprzyjaznym światem. Z drugiej strony doświadczenia te mogą być zgoła traumatyczne – rywalizacja, zazdrość, nękanie, drwiny a nawet przemoc to chleb powszedni w wielu rodzeństwach. Jako takie potrafią niejednokrotnie stanowić przyczynę problemów psychicznych, odbierając poczucie własnej wartości i chęć do życia. W tym sensie to raczej jakość relacji łączących nas z rodzeństwem ma znaczenie, a nie sama kolejność przyjścia na świat. A co z odmiennym traktowaniem przez rodziców? Psychologowie są zdania, że istnieje zbyt wiele innych czynników zaangażowanych w kształtowanie naszej osobowości, by kolejność narodzin zachowywała swój nadrzędny wpływ. Owszem rodzice mogą poświęcać mniej lub więcej uwagi każdemu ze swoich potomków, jednak rozbieżności tych nie można sprowadzać wyłącznie do kolejności przychodzenia na świat. Bywa i tak, że dziecko absorbujące najwięcej uwagi niekoniecznie jest najstarsze. To prawda, że rodzice podchodzą do swoich dzieci odmiennie. Istnieją przesłanki, by uznać, że matki częściej martwią się o pierwsze dzieci, ale bardziej pozytywnie nastawione pozostają w kontaktach z drugim dzieckiem. Jednak sposób, w jaki rodzice porozumiewają się ze swoimi dziećmi, wymagania, jakie im stawiają, oraz szanse, jakie im oferują, najprawdopodobniej mają mniej wspólnego z kolejnością narodzin, a więcej z wieloma innymi czynnikami, takimi jak osobowość dziecka, płeć, liczba dzieci w rodzinie, różnica wieku między dziećmi oraz wiek rodziców.