Z tego punktu widzenia koszmary mogą być skutkiem unikania świadomego myślenia o nieprzyjemnych doświadczeniach czy traumie, braku integracji takich myśli z treściami poznawczymi u danej osoby. Dlatego skuteczna terapia powinna polegać na konfrontacji z tym, czego się obawiamy. Jeszcze innym źródłem koszmarów może być poczucie winy lub problemy z przeżywaniem żałoby. Zdaniem wielu badaczy koszmary to odzwierciedlenie doświadczeń, stresów i emocji odczuwanych na jawie. Jeśli coś dręczy nas w ciągu dnia, nie ma powodu, żeby opuszczało nas nocą. Psychologowie badający mechanikę snu przekonują, że faza REM (wtedy śnimy sny) pełni funkcję specyficznego regulatora emocji. W koszmarach mierzymy się ze strachem i stresem. Innymi słowy złe sny wydobywają na wierzch nasze lęki. W ten sposób mózg przetwarza nasz niepokój w senne opowieści. Z powyższego płynie wniosek, że koszmarny sen możemy potraktować jako informację, że z czymś sobie nie radzimy i wymaga to przepracowania.
Opiera się on na terapii samoekspozycyjnej, wykorzystywanej również w leczeniu fobii. Program ten powinien być przeprowadzany pod okiem terapeuty, choć można realizować go także samodzielnie przy wsparciu bliskich. Jeśli jednak koszmary są jednym z symptomów wymienionych wyżej zaburzeń psychicznych, nieodzowna staje się fachowa pomoc psychoterapeutyczna. Na czym polega autoterapia? Program zakłada cztery etapy, z których każdy trwa mniej więcej miesiąc. W trakcie pierwszych czterech tygodni pacjent zapisuje datę pojawiania się koszmarów, nasilenie towarzyszącego im lęku oraz ich ilość. Daje to wyobrażenie o skali problemu. Taki zapis prowadzi się do końca terapii. Etap drugi zakłada wykorzystanie samoekspozycji. Co to znaczy? Samoekspozycja opiera się na ponownym przeżywaniu treści koszmaru w wyobraźni. Czasem prowadzi to do pogorszenia samopoczucia, co ma swoją dobrą stronę, gdyż dzięki temu uzyskujemy informację o prawidłowo przeprowadzonym ćwiczeniu w ramach terapii. Pacjent ma zatem za zadanie jak najbardziej szczegółowo opisać treści koszmaru w czasie teraźniejszym i w pierwszej osobie. Należy przy tym uwzględnić wszystkie nawet najbardziej nieprzyjemne szczegóły, które stały się źródłem lęku. Następnie opis ten jest kilkakrotnie odczytywany lub odsłuchiwany w celu jak najbardziej wyrazistego wyobrażenia treści koszmaru. Jeśli koszmarów jest więcej, należy zacząć od omówienia tych najmniej przerażających, a gdy te przestają wzbudzać lęk, przechodzić do następnych. Jeżeli widzimy poprawę, etap trzeci i czwarty ograniczają się do monitorowania nawracających koszmarów. Jeśli jednak się nasilają, a towarzyszący im lęk nie maleje, należy powrócić do samoekspozycji. Tym, co często decyduje o jej niepowodzeniu jest omijanie najbardziej dotkliwych i trudnych elementów koszmaru. Jeśli dotychczasowe działania nie dały oczekiwanych rezultatów, można również w trakcie samoekspozycji zmienić zakończenie lub inne części koszmaru. Szczególnie w przypadku nawracających koszmarów związanych z jakimś traumatycznym wydarzeniem.
Polega ona na zmianie treści nieprzyjemnego snu. Odpowiednio poinstruowani pacjenci w sposób intencjonalny zmieniają w swoich relacjach elementy treści snu. Dodatkowo towarzyszy temu dyskusja grupowa, gdzie uczestnicy dzielą się sugestiami dotyczącymi efektywnego przekształcania treści koszmaru. Następnie pacjent wizualizuje sobie nowy „sen" w myślach przynajmniej raz dziennie przez kilka minut. Nie musi przy tym wracać do snu „oryginalnego" i próbować się na niego uniewrażliwić.
Jak widać w obu przypadkach przyjmuje się, że koszmary nie są symptomem, lecz skutkiem, a celem terapii tak naprawdę nie jest leczenie koszmarów, ale zranienia psychicznego, które doprowadziło do pojawienia się nieprzyjemnych snów. Niezależnie od metody pierwszym krokiem jest zachęcenie pacjenta do opowiedzenia snu. Chodzi o zidentyfikowanie tego, co za stoi za koszmarem – uraz, cierpienie, lęk, obawa. Tylko po analizie koszmaru jesteśmy w stanie dotrzeć do sedna problemu i znaleźć sposób na uodpornienie się na negatywne emocje i przeżycia, które wracają do nas podświadomie w nocy.
Jednak złe sny mogą posiadać także mobilizujący wpływ na psychikę. Powtarzając nieprzyjemne przeżycie, oswajamy się z nim i z czasem staje się ono coraz mniej dokuczliwe. Zygmunt Freud nazywał ten mechanizm „przymusem powtarzania". Jeżeli się czegoś boimy, psychika podsuwa nam obrazy związane z naszym lękiem, zachęcając nas do walki z zagrożeniem. Poważne podejście do snów nie jest niczym nowym. Ludzkość od swego zarania starała się sny analizować i nadać im znaczenie. Czasem z korzyścią dla życia społecznego. Za przykład może posłużyć tu malezyjskie plemię Senojów. Etnolodzy Richard Noone i Kilton Steward badając tę społeczność, zaobserwowali, że nie istnieją w niej przestępstwa, brak jest agresji, a także chorób psychicznych. Zdaniem badaczy jest to skutek specyficznej praktyki polegającej na nauce interpretowania marzeń sennych od najwcześniejszych lat. U Senojów w czasie regularnie organizowanych zebrań dzieci opowiadają, co im się śniło, a dorośli starają się pomóc im znaleźć ukryte w nich znaczenie, a także radzą, co należy w takiej sytuacji zrobić. W ten sposób uczą dzieci aktywnej postawy w snach. Pobudzają rozwój tak zwanego ja refleksyjnego, trenując je w bezpiecznej przestrzeni sennych opowieści, dzięki czemu stopień autorefleksji u członków tej społeczności staje się wyższy. Tak wzbogacona o wyobraźnię i trening sytuacyjny świadomość okazuje się bardziej wszechstronna i mniej podatna na kryzysy.
Dlatego tak ważne jest, by przed snem najpierw wyciszyć ciało, a następnie mózg. Odprężyć się, ograniczyć bodźce dostarczane umysłowi. Z drugiej strony, istnieją także sytuacje, kiedy koszmar może być wywołany przez czynniki fizjologiczne: problemy z oddychaniem, choroby serca, zmiany mózgowe. W takiej sytuacji nieprzyjemny sen staje się sygnałem alarmowym wysyłanym przez organizm. Dlatego koszmary miewają pacjenci po trudnym zabiegu operacyjnym. Pamiętajmy też, że kładąc się spać tuż po posiłku, sami prowokujemy pewne dolegliwości, ponieważ podczas trawienia krew odpływa do jelit, ciśnienie spada, co może prowadzić do spowolnienia akcji serca, niedotlenienia czy bezdechu. Do większości zawałów dochodzi o drugiej, trzeciej nad ranem, gdy organizm jest na najniższym poziomie pobudzenia. Paradoksalnie zły sen może nas przed nim uchronić.