Każdy rodzic pragnie dla swojego dziecka wszystkiego co najlepsze. Jednak nasze starania nie zawsze prowadzą do zaspokojenia najważniejszych jego potrzeb. Oczywiście wszyscy popełniamy błędy i mało kto może o sobie powiedzieć, że jest rodzicem idealnym. Jednak przed pewnymi niedociągnięciami możemy się uchronić. Ważne by umieć je zidentyfikować i w miarę potrzeby minimalizować. Oto kilka przykładów:
Wrażliwość na potrzeby to podstawowe narzędzie budowania więzi z dzieckiem. Świadomość, że każde zachowanie jest wyrazem jego potrzeb, zaspokojonych lub nie, pomaga w rozumieniu wielu sytuacji. Do ich katalogu należą: potrzeby fizjologiczne (sen, powietrze, pokarm, odpoczynek), potrzeby związane z relacją z innymi ludźmi (bliskość, akceptacja, kontakt, bycie zauważonym, przynależność), potrzeba wzbogacenia życia innych, potrzeba autonomii (decydowania o sobie, wpływania na otaczający świat), potrzeba rozwoju (eksploracja, poznawanie świata, zabawa, świętowanie). Oczywiście wspieranie ich nie oznacza zgody na każde żądanie czy kaprys dziecka. Potrzeba chodzenia po drzewach czy wdrapania się na dach garażu jest oczywiście powiązana z potrzebą ruchu, eksploracji, niezależności i przynależności (naśladowanie kolegów). To, co możemy zrobić, to ją skanalizować i ukierunkować na coś, co owe potrzeby równie skutecznie zaspokoi, jak na przykład gra terenowa czy podchody.
Większość rodziców jest przekonanych, że dziecko powinno robić dokładnie to, co mu się każe. Jednak zamiast wymuszać podporządkowanie, tracąc przy tym resztki cierpliwości, powinniśmy zapytać samych siebie do czego dane zachowanie dziecka jest nam potrzebne. Czy nie istnieją czasem inne metody na osiągnięcie zamierzonego celu? Dziecko nie chce uczyć się matematyki? A może istnieją lepsze, ciekawsze sposoby na opanowanie podstawowych operacji matematycznych niż ich pamięciowe wkuwanie?
Granice naszego języka, to granice naszego świat
Warto się zastanowić, czy nie nadużywamy zwrotów w rodzaju „trzeba", „musisz", „wszyscy tak robią". Zazwyczaj mają one wzmocnić nasz komunikat mający na celu wymuszenie kontroli i odebranie swobody działania. Reakcje dziecka wszyscy znamy. Może lepiej zatem zmodyfikować nieco nasz słownik i zamiast „trzeba", powiedzieć „potrzebuję", zamiast „musisz" – „zależy mi na tym, żebym/żebyś…". Rodzice nierzadko mają pretensje do dziecka o niezdolność do spojrzenia na pewne sytuacje ich oczami, o nieumiejętność postawienia się w ich sytuacji. Jeśli jednak oczekujemy zmiany i wyjścia poza nasze mentalne ograniczenia, zacznijmy od języka, w którym się komunikujemy.
Dzieci potrzebują rodziców, którzy mają dla nich przede wszystkim czas, a przy tym są zaangażowani i prawdziwie zainteresowani ich aktywnością. Są obecni „tu i teraz", duchem i ciałem, ponieważ wiedzą, że tylko w taki sposób nawiązuje się kontakt. 15 minut prawdziwej uwagi, kiedy dziecko wie i czuje, że ma rodzica na wyłączność, jest lepsze niż godziny spędzone na asystowaniu przy robieniu obiadu, oglądaniu telewizji czy spoglądaniu w telefon. W takich wypadkach dziecko czuje się tylko dodatkiem, nie dość wartościowym, zauważanym, atrakcyjnym.
Ocenianie
Oceny, które wystawiają nam inni, tak naprawdę służą mobilizowaniu do rywalizacji, jednocześnie będąc środkiem do podporządkowania narzuconym z zewnątrz scenariuszom i podważenia naszej podmiotowości. Tymczasem paradoksalnie to brak ocen może wspierać poczucie własnej wartości, nie budując przy tym obawy o własne znaczenie. Relacja oparta na ocenach i pochwałach to relacja warunkowa, w której dzieci muszą sobie na akceptację zasłużyć. Oczywiście tylko wtedy, gdy postępują w sposób uznany przez dorosłych za odpowiedni. To rodzaj transakcji, gdzie dobre zachowanie, osiągnięcia, sukcesy mogą zostać wymienione na nagrody w postaci rodzicielskiej uwagi, życzliwości, wsparcia. Transakcji opartej na lęku przed ich utratą i przed odrzuceniem. Zamiast więc dzieci oceniać, po prostu starajmy się je zauważać. Zamiast chwalić, okazujmy uznanie i wdzięczność.
Warto się zastanowić, czy utopijna wizja rodziców, w której dziecko nigdy nie odpowiada słowem „nie", jest czymś, co może się kiedykolwiek ziścić. Często rodzice sprawiają wrażenie zdziwionych, tym, że ich ukochana latorośl w ogóle jest w stanie lub ma czelność nim się posługiwać. Z drugiej strony wyobraźmy sobie, co to właściwie oznacza z perspektywy rozwoju dziecka. Czy w dzisiejszym świecie, ktoś kto nie potrafi bronić swojej potrzeby niezależności i podmiotowości może liczyć na właściwe traktowanie ze strony rówieśników i otoczenia? Wyjmując „nie" ze słownika dziecka, tak naprawdę odbieramy mu prawo do wpływania na własne życie.
Zaprzeczanie uczuciom posiada w kulturze europejskiej długą tradycję. Od dziecka zachęcani jesteśmy w tym, by nie czuć bólu, strachu, ale też przesadnej radości czy zdziwienia. Nie możemy płakać, ponieważ „nic się nie stało", lepiej też zanadto się nie cieszyć, bo „szczerzymy zęby". Tymczasem łączność z uczuciami to istotny element naszego prawidłowego rozwoju. Bez umiejętności refleksji, wglądu w siebie, umiejętności interpretowania własnych stanów i emocji, trudno o adekwatne rozpoznanie tego, czego nam trzeba. Pamiętajmy więc, że niezależnie od wieku, mamy prawo czuć i swoje uczucia wyrażać. Zadaniem rodzica jest dziecku w tych uczuciach towarzyszyć.