Bliższy kontakt z odmianą kleszczy Lone Star (Amblyomma americanum) może zmusić poszkodowanych do natychmiastowego przejścia na wegetarianizm. Ten mały pajęczak zamieszkujący południwo-wschodnie równinne obszary Stanów Zjednoczonych jest odpowiedzialny za falę ciężkich przypadków alergii na czerwone mięso.
Można go rozpoznać po białej plamce umieszczonej na odwłoku. Naukowcy podejrzewają, że alergię rozpowszechniają głównie larwy i młode osobniki. W jaki sposób? W chwili wkłucia się w ludzkie ciało kleszcz wpuszcza swej ofierze pod skórę wielocukier o nazwie α-1,3-galaktoza, czyli tzw. alfa-gal. Jest on obecny w mięśniach większości ssaków – psów, kotów, jeleni, dzików, z wyjątkiem naczelnych. Można go znaleźć w czerwonym mięsie: wołowinie, wieprzowinie, baraninie, a także w niektórych produktach mlecznych. Jeśli substancja ta w wyniku ukąszenia dostanie się do krwioobiegu człowieka uruchamia powstawanie przeciwciał, które aktywizują się po spożyciu mięsa. W wyniku tego pojawia się silna reakcja alergiczna. Układ odpornościowy postrzega coś, co powinno być „znajome" jako „obce". W ciągu 4–8 godzin po konsumpcji mięsa, w zależności od stopnia uczulenia, pojawiają się zróżnicowane reakcje: od pokrzywki, swędzenia, przez ścisk w gardle i trudności w oddychaniu, spadek ciśnienia krwi, aż do nudności lub wstrząsu anafilaktycznego. Zjawisko odkryli dopiero niedawno naukowcy z Vanderbilt University Medical Center. Wbrew pozorom występowanie alergii na mięso nie jest rzadkie, ale raczej niezbyt często diagnozowane. Dopiero od niedawna funkcjonuje pojęcie „zespół α-gal" jako określenie nowej jednostki chorobowej. Jak ustalono, w USA na uczulenie (alfa-galaktozę) uskarża się kilka tysięcy osób. Dotychczas opisano ok 3,5 tysiąca przypadków. Istnieje podejrzenie, że wielu zachorowań nie udało się jeszcze prawidłowo zdiagnozować. W praktyce osoby uczulone nie mogą jeść czerwonego mięsa, serów, krowiego mleka. Zaleca się im unikanie deserów mogących zawierać żelatynę. Co więcej, w niektórych przypadkach muszą zrezygnować noszenia wełnianej odzieży, czasem nawet dotykania mięsa podczas gotowania. Na razie nie wiadomo, jak długo utrzymuje się uczulenie. Czy trwa całe życie? Czy może być leczone tradycyjnymi środkami odczulającymi? Czy należy na stałe zrezygnować z jedzenia produktów mięsnych? Czy wystarczy jedno ukąszenie, by się zarazić? Czy istnieją predyspozycje, które powodują, że łatwiej możemy się zarazić? Chociaż nie ma lekarstwa na zespół alfa-gal, niektórym udaje się wyciszyć alergię, jeśli nie zostaną ponownie ukąszeni przez kleszcza. Inni, którzy pozostają wrażliwi, muszą już zawsze unikać wszystkich czerwonych mięs i żelatyny,
a niektórzy również nabiału. Podobnie jak w przypadku boreliozy i kleszczowego zapalenia mózgu, zespół alfa-gal można nabyć podczas wycieczki do lasu, grabienia liści w ogrodzie, zabawy ze zwierzęciem, które miało do czynienia z pajęczakiem. Niestety zmiany klimatyczne sprzyjają dziś rozmnażaniu się kleszczy. Również w Polsce. Chociaż stanowią one większe zagrożenie dla zwierząt (głównie psów i kotów) niż dla człowieka, nie możemy ich lekceważyć. Na całym świecie występują tysiące ich odmian. W Polsce najpopularniejsze gatunki to kleszcz łąkowy i pastwiskowy. Ich nazwy sygnalizują miejsce ich najczęstszego występowania. By zaatakować, nie potrzebują oczu, wystarczy czułość na zmiany temperatury i obecność dwutlenku węgla. Nasze ciepło i oddech wystarczają, by kleszcz namierzył dogodny cel. Do tego dochodzi legendarna wręcz wytrzymałość tego pajęczaka. Kleszcz, który raz napił się krwi, na kolejny atak może czekać nawet 10 lat. Wielu naukowców jest zdania, że kleszcze byłyby w stanie, podobnie jak inne małe organizmy, przetrwać wybuch wojny atomowej. W Polsce ich ekspansji sprzyja zmiana klimatu. Gdy mrozy są krótkie, zanikają przejściowe pory roku, po zimie temperatura szybko osiąga 10°C, kleszcze mają większe szanse na przeżycie. Według dostępnych szacunków zarażonych boreliozą jest od 15–30% osobników. Wraz z powiększaniem się ich populacji i możliwości przetrwania starszych zakażonych kleszczy, coraz liczniejsze stają się przypadki wystąpienia boreliozy i kleszczowego zapalenia mózgu u ludzi. W Polsce w jednym roku liczba ta potrafi sięgnąć kilkunastu tysięcy zachorowań.
Co ciekawe istnieje zależność pomiędzy liczbą zachorowań na boreliozę a… opadem żołędzi. Jak to możliwe?
Ilość żołędzi determinuje liczebność gryzoni w lesie. Zależność ta okazuje się bardzo silna. W roku następnym po obfitującym w żołędzie liczba myszy wzrasta 10–12-krotnie. A to właśnie myszy są nosicielami krętka boreliozy, który w łatwy sposób przekazywany jest kleszczom. Co więcej, myszy są dla kleszczy bardzo dogodnymi gospodarzami. Śmiertelność tych pajęczaków jest na nich dużo niższa niż w przypadku innych zwierząt. Im więcej kleszczy jest w stanie przeżyć, tym więcej zachorowań pojawia się wśród ludzi. Podobnie jest również z nornicami, których liczebność jest zależna od opadu nasion. Kłopot w tym, że nornice rude przenoszą hantawirusa powodującego w skrajnych wypadkach niewydolność oddechową, a nawet śmierć. Jeśli więc dysponujemy danymi odnośnie opadu żołędzi, możemy prognozować zagrożenie chorobami odkleszczowymi. Co prawda, w Polsce liczba odnotowanych przypadków boleriozy wzrasta, to jeśli porównać ze sobą dwa kolejne lata, widać wyraźną zależność pomiędzy ilością żołędzi w lasach a liczbą zachorowań. W 2010 roku średni opad żołędzi wynosił ok. 4 kg/ha, a dwa lata później odnotowano 8,8 tysięcy przypadków boreliozy. W 2011 roku średni opad żołędzi wyniósł już 62 kg/ha, a liczba zachorowań w 2013 roku wyniosła aż 13 tysięcy. Widać zatem silną zależność i spore zmiany.
W ostatnich latach przypadki odkleszczowej alergii na mięso pojawiły się nie tylko w USA, ale też w bliższej nam Szwecji. Naukowcy przypuszczają, że i w Polsce mogło pojawić się kilkanaście jej przypadków. I jak zauważają zagrożenie jest w tym przypadku całkiem realne z uwagi na występowanie w naszym kraju sporej populacji kleszczy i potencjalną możliwość indukowania nadwrażliwości na galaktozę.