Szczepienie nigdy nie jest przyjemne ani dla dzieci, ani dla rodziców. Szczepionki pozwalają nam jednak skuteczniej niż jakiekolwiek wynalezione dotychczas środki zapobiec pojawieniu się chorób, które, gdyby nie były kontrolowane, mogłyby zabić miliony osób.
W latach 90. XX wieku zaczęto łączyć problem autyzmu ze szczepieniami dzieci. W 1998 dr Andrew Wakefield wraz grupą współpracowników ogłosił, że potwierdził naukowo teorię, która wiązała wystąpienie autyzmu z powszechnymi szczepieniami przeciwko odrze, śwince i różyczce. Dr Wakefield opisał wyniki badań w renomowanym czasopiśmie medycznym „The Lancet". Wielu rodziców stanęło przed dylematem, czy narażać swoje pociechy na autyzm, żeby chronić je przed groźnymi chorobami. Wtedy też pojawiły się i wkrótce urosły w siłę ruchy antyszczepionkowe, które z dużym zaangażowaniem propagowały tezy dr. Wakefielda. W kolejnych latach zweryfikowano badania brytyjskiego naukowca i odkryto, że zostały one spreparowane. Okazało się, że nieuczciwy badacz chciał uzyskać w ten sposób odszkodowania dla współpracujących z nim rodziców dzieci z autyzmem. W konsekwencji został on pozbawiony tytułu naukowego i dostał zakaz wykonywania zawodu.
Jednak informacje o rzekomym związku szczepień MMR z autyzmem stały się modnym tematem, który do dziś napawa niepokojem rodziców najmłodszych dzieci.
Chaos informacyjny, na który stale jesteśmy narażeni sprawia, że wielu opiekunów odczuwa niepokój, poddając dziecko szczepieniom. Przecież układ odpornościowy malucha jest jeszcze niedojrzały, czy warto więc dodatkowo go obciążać, wprowadzając do organizmu wirusa lub bakterię? Wiele autorytetów medycznych odpowie, że warto, a nawet trzeba.
Zacznijmy od wyjaśnienia, co to jest szczepionka. Jest to preparat, zawierający fragment bądź całość wirusa lub bakterii powodujące chorobę. Tylko kontakt organizmu z patogenem sprawi, że wytworzy on odporność. Należy pamiętać, że wirusy i bakterie zanim znajdą się w szczepionkach są unieszkodliwiane. W tzw. szczepionkach żywych patogeny są osłabiane, żeby nie były w stanie wywołać choroby. W tych z rodzaju inaktywowanych umieszczane są patogeny martwe, a w najnowszych antygenowych jest jedynie fragment materiału genetycznego drobnoustroju.
Im bardziej innowacyjny produkt, tym mniej obciąża organizm. Jednak nawet preparaty starego typu nie są zagrożeniem dla zdrowia. Według naukowców organizm dziecka jest w stanie poradzić sobie z 10 tys. antygenów. W popularnych szczepionkach jest ich około 3 tys., a w nowoczesnych szczepionkach skojarzonych, które chronią nawet przed kilkoma chorobami naraz, znajduje się zaledwie 128 antygenów. To nieznaczne obciążenie układu odpornościowego.
Dużym zagrożeniem dla układu obronnego jest natomiast przechorowanie groźnej choroby, na przykład odry. Naukowcy z amerykańskiego Instytutu Medycznego Howarda Hughesa wykazali, że u tych maluchów, które przeszły odrę, doszło do zaniku przeciwciał na inne przebyte wcześniej choroby.Zatem odra osłabiła odporność dzieci i sprawiła, że stały się bezbronne wobec wielu chorób. Taki stan rzeczy utrzymywał się nawet do trzech lat.
Kolejnym fałszywym twierdzeniem jest to, że dziecko nie powinno być szczepione nawet podczas lekkiej infekcji. Nie ma potwierdzonych naukowo dowodów, aby w takich sytuacjach nie szczepić. Oczywiście taką decyzję należy skonsultować z lekarzem, jednak prawidłowo funkcjonujący organizm dziecka jest w stanie zwalczyć stan zapalny nawet przy przyjęciu szczepionki.
Czy zatem zawsze można się szczepić? Nie. Przeciwskazaniem są między innymi: zaburzenia odporności, przebycie wstrząsu anafilaktycznego oraz ciężkiej reakcji alergicznej po poprzednim szczepieniu. W takich przypadkach szczepienie możliwe jest tylko pod kontrolą immunologa.
Szczepionki nie są produktami obojętnymi dla organizmu, mogą powodować gorączkę, ból i nieprzyjemne odczyny. Jednak niejednokrotnie ratują życie oraz łagodzą przebieg ewentualnej choroby. Dzięki nim powoli zapominamy, jak wygląda dziecko z polio czy ospą. Szczególnie w przypadku najmłodszych szczepionki są bardzo ważne.