Niektórzy z nas pamiętają jeszcze czasy, gdy pod koniec długiej trasy na karoserii samochodu, reflektorach i przedniej szybie auta można było zauważyć grubą warstwę owadów, które zakończyły na nich swój żywot.
Jak wykazują liczne raporty naukowe owady znikają na całym świecie. W roku 2017 opublikowano wyniki badania przeprowadzonego przez zespół entomologów z Radboud University. Wnioski które z niego płyną są zatrważające. Otóż w ostatnich 27 latach populacja owadów latających w niemieckich parkach narodowych i rezerwatach spadła o 80 proc. Oznacza to, że z obszarów teoretycznie najbardziej chronionych zniknęły owady, których praca stanowi podstawę i zwornik ekosystemów. Jako przyczynę wskazano rolnictwo oparte na rosnącej monokulturyzacji oraz szerokim zastosowaniu pestycydów. Wydany w tym roku raport analizujący wyniki dostępnych danych, wskazuje na szacunkowy spadek światowej populacji owadów o co najmniej 2,5 proc. rocznie. Łatwo obliczyć zatem, że przy zachowaniu obecnego tempa wymierania (a nie można wykluczyć jego przyspieszenia) dzisiejsza populacja owadów przestanie istnieć w ciągu 98 lat. Co jest równoznaczne z katastrofą na skalę globalną. Zgodnie z dostępnymi danymi ponad 40 proc. gatunków owadów doświadcza obecnie radykalnej redukcji liczby osobników. Do tego 1/3 światowej populacji owadów jest zagrożona wymarciem. Szacuje się, że tempo, w jakim giną owady, jest osiem razy szybsze niż w przypadku ssaków, ptaków i gadów. A jak jest w Polsce? Dokładnie nie wiadomo. Trudno jednak się spodziewać, że zjawisk zachodzących u naszych sąsiadów czy w skali globalnej nie da się zaobserwować także i u nas. Sytuację dramatycznie pogarsza możliwość stosowania najbardziej toksycznych neonikotynoidów w polskich uprawach rzepaku (atrakcyjnego dla owadów zapylających) i buraków cukrowych. Oznacza to, że wymieranie owadów – w tym pszczół miodnych i dziko żyjących – będzie postępować. Dlaczego powinniśmy się tym przejmować? Ponieważ zapylacze, w tym pszczoły, trzmiele i inne owady, takie jak muchy, chrząszcze, osy, motyle i mrówki, odgrywają kluczową rolę w produkcji żywności i produkcji rolnej w ogóle. Śmiało możemy powiedzieć, że pszczoły – zarówno te miodne, jak i dziko żyjące – to najważniejsze organizmy na naszej planecie. Owady te odwiedzają 50–75 proc. kwiatów. Resztę „obsługują" inne gatunki zapylaczy. Dlaczego są takie ważne? Ponieważ 75 proc. upraw, które trafiają na światowy rynek spożywczy, jest uzależniona od działalności owadów zapylających, do których one należą. Gdyby owady nie pośredniczyłyby już w procesie zapylania, byłby to koniec dla około 1/3 upraw dostarczających żywność. Nie ulega wątpliwości, że brak lub istotne ograniczenie populacji zapylaczy będzie miał niewątpliwie bardzo negatywny wpływ na dostępność najbardziej wartościowych i kluczowych dla naszej diety produktów, takich jak owoce i warzywa, ale także niektórych roślin paszowych wykorzystywanych w produkcji mięsa i przetworów mlecznych. W szczególności ucierpiałaby produkcja jabłek, truskawek, pomidorów i migdałów. Najnowsze dane szacunkowe na temat globalnych korzyści ekonomicznych wynikających z pracy owadów zapylających wskazują, że jest ona warta około 265 mld euro rocznie. Trzeba pamiętać, że wartość ta nie uwzględnia faktu, że gdyby proces naturalnego zapylania został poważnie zakłócony lub w ogóle przestał funkcjonować, strata prawdopodobnie byłaby nieodwracalna, a nasze istnienie jako gatunku stanęłoby pod znakiem zapytania. Wtedy prawdziwa wartość zapylania okazałaby się nieskończenie wysoka. Co więcej, oprócz odmian uprawnych, większość dziko rosnących roślin (około 90 proc.) aby móc się rozmnażać, potrzebuje pośrednictwa zwierząt. Oznacza to, że inne, ważne dla nas korzyści płynące z istnienia naturalnych ekosystemów także są uzależnione, bezpośrednio lub pośrednio, od owadów zapylających, w tym wymierających na naszych oczach pszczół. Paradoksalnie rolnictwo przemysłowe, które jest uzależnione od obecności owadów zapylających, jest głównym zagrożeniem dla ich istnienia. Dzieje się tak, ponieważ za jego sprawą dochodzi do niszczenia różnorodności biologicznej, w tym siedlisk stanowiących obszary żerowania owadów. Natomiast stosowanie toksycznych chemikaliów do walki z chwastami i szkodnikami – insektycydów, herbicydów i fungicydów – bezpośrednio przyczynia się do ich wymierania.
Badania naukowe potwierdzają, że pewne insektycydy, w tym te zawierające tzw. neonikotynoidy, są szczególnie szkodliwe dla zapylaczy, ponieważ wywierają negatywny wpływ na pojedyncze organizmy i całe kolonie
Jak na ironię, środki owadobójcze z grupy neonikotynoidów (imidaklopryd, klotianidyna, tiametoksam) wprowadzono do użycia w połowie lat 90. XX wieku jako „łagodny" zastępnik wcześniej stosowanych, bardziej szkodliwych substancji. Kłopot w tym, że zgodnie z wcześniej sygnalizowanym obawami naukowców, neonikotynoidy mogą szkodzić organizmom niedocelowym, w szczególności zaś pszczołom miodnym i trzmielom. Co gorsza, nowe badania wskazują, że szkodliwość dla pszczół jest związana nie tylko z zabiegami ochronnymi wobec roślin uprawnych, ale zanieczyszczeniem pestycydami roślin dzikich, wobec których bezpośrednio ich nie stosowano. Neonikotynoidy stały się zatem wszechobecne w środowisku, przenikając do wody, gleby i naturalnej roślinności. Środki te oczywiście uderzają nie tylko w populację pszczół, ale także dziko żyjących owadów, takich jak motyle, chrząszcze, owady wodne, tym samym pośrednio wpływając na organizmy zwierząt, dla których stanowią pokarm.
Oczywiście, wymaga to jednak zastąpienia szkodliwych chemikaliów zrównoważonymi metodami zwalczania owadów odpowiedzialnych za niszczenie upraw. Stosowanie środków ochronnych powinno zostać ograniczone do sytuacji pojawienia się szkodników. Eksperci odradzają wykonywanie zabiegów na uprawach z kwitnącymi roślinami w czasie ich oblotu przez zapylacze. Przypominają też, że kwitnące chwasty są również atrakcyjne dla pszczół, stąd zwalczając je chemicznie w tej fazie, narażamy owady na zatrucie. Radzą również, by przestrzegać wymaganego okresu prewencji (czas, który musi upłynąć między opryskiem a początkiem oblotu danej uprawy przez pszczoły). Istnieją wystarczające przesłanki, by uznać, że rolnictwo ekologiczne, w którym zachowany jest wysoki poziom różnorodności biologicznej i nie stosuje się chemicznych środków ochrony roślin ani syntetycznych nawozów, umożliwia skuteczne zwalczanie chwastów, chorób i szkodników roślin przy jednoczesnej poprawie ogólnego stanu ekosystemów. Transformacja rolnictwa w kierunku modelu agroekologicznego stanowi jedyne rozwiązanie problemu zanikających zapylaczy, w tym pszczołowatych, bez których trudno sobie wyobrazić dalsze funkcjonowanie rolnictwa i produkcji roślinnej. My sami również możemy im pomóc przetrwać, choćby zakładając ogródki z wabiącymi je kwiatami i ziołami, budując sztuczne gniazda, nie wypalając traw czy utrzymując dzikie zakątki w ogrodach.